blog roku ???
Blogroku.pl
Jeśli uważasz że mój blog zasługuje na twój głos... Zagłosuj (XD) !!!
Blog jest zarejestrowany jako ostatni-blask-ksiezyca.blogspot.com/ !!!
Za wszelkie głosy serdecznie dziękuję!!!!
Być może wygrana zmotywuję mnie do częstszego pisania postów!!!
Moje opowiadanie XD "Noc jest straszna tylko dla tych , którzy się jej boją" Autor: xoxo
poniedziałek, 19 grudnia 2011
niedziela, 11 grudnia 2011
Rozdział 18 - Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest(...) !
(Anabeth)
Przez następne pół godziny w milczeniu czekaliśmy. Nie wiedziałam, na co. Patrzyłam na piękne płomienie wyobrażając sobie kamienny kominek , który rozgrzewa moje zmarznięte stopy. Niemal słyszałam jak palące się w, nim drewno wesoło trzaska. Słona łza spłynęła po moim policzku, tak dawno nie byłam w domu! Tak bardzo tęskniłam za mamą!
(Mikey)
Nie wybaczył mi. Zresztą czego ja się spodziewałem? W końcu... zabiłem jego brata.
Przechadzając się po pokojach szukałem Anabeth. Musiałem z nią porozmawiać, wyjaśnić jej to wszystko.
Zmrużyłem oczy. Coś tu nie grało. Nie było jej w żadnej izbie. Szybkim krokiem przemierzyłem odległość dzielącą mnie od ostatniego pokoju. Położyłem dłoń na złotej klamce i nacisnąłem. Drzwi uchyliły się z cichym zgrzytem. Omiotłem pokój niespokojnym spojrzeniem. Gdzie ona jest? Zdenerwowany podszedłem do łóżka. Usiadłem na, nim ukrywając twarz w dłoniach. "Jeśli coś jej się stało nigdy sobie tego nie wybaczę" Z cichym jękiem rozpaczy wychyliłem się do tyłu i skrzyżowałem ręce na karku. Wtem coś przykuło moją uwagę. Biały arkusik papieru niestarannie złożony na pół leżał na fioletowej poduszce. Drżącymi rękami sięgnąłem po niego i otwarłem.
Pośpiesznie nabazgrane czarnym pisakiem słowa w niczym nie przypominały zwykłego zdania.
Piekło Dziewczyna Śmierć niebezpieczeństwo
Dzisiaj 19:00
Syn szatana
Musiałem ją uratować. Choćbym miał umrzeć...
(Anabeth)
Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą;
(1 list do Koryntian 13:4)
Otworzyłam oczy dopiero wtedy, gdy usłyszałam przeciągły, ochrypły śmiech dziecka szatana.
- Wiedziałem... - szepnął radośnie pod nosem.
- Co znowu? - zapytałam głosem przesyconym nienawiścią.
- Twój chłoptaś tu idzie! - powiedział chichocząc cicho pod nosem....
***
Mam parę pytań mam nadzieję że odpowiecie w komentarzach
- Jak podoba wam się ten wpis ?
- Co byście w nim zmienili ?
- Jak wam się podoba opowiadanie ?
- Jak wam podoba się mój styl ?
Proszę o wyrozumiałość ponieważ mam dopiero 13 lat :)
Jeśli nie przeczytałeś nie komentuj !
Bardzo zależy mi na waszej opinii !
Przeczytałeś - skomentuj !
Nie przeczytałeś - czytaj !
Przez następne pół godziny w milczeniu czekaliśmy. Nie wiedziałam, na co. Patrzyłam na piękne płomienie wyobrażając sobie kamienny kominek , który rozgrzewa moje zmarznięte stopy. Niemal słyszałam jak palące się w, nim drewno wesoło trzaska. Słona łza spłynęła po moim policzku, tak dawno nie byłam w domu! Tak bardzo tęskniłam za mamą!
(Mikey)
Nie wybaczył mi. Zresztą czego ja się spodziewałem? W końcu... zabiłem jego brata.
Przechadzając się po pokojach szukałem Anabeth. Musiałem z nią porozmawiać, wyjaśnić jej to wszystko.
Zmrużyłem oczy. Coś tu nie grało. Nie było jej w żadnej izbie. Szybkim krokiem przemierzyłem odległość dzielącą mnie od ostatniego pokoju. Położyłem dłoń na złotej klamce i nacisnąłem. Drzwi uchyliły się z cichym zgrzytem. Omiotłem pokój niespokojnym spojrzeniem. Gdzie ona jest? Zdenerwowany podszedłem do łóżka. Usiadłem na, nim ukrywając twarz w dłoniach. "Jeśli coś jej się stało nigdy sobie tego nie wybaczę" Z cichym jękiem rozpaczy wychyliłem się do tyłu i skrzyżowałem ręce na karku. Wtem coś przykuło moją uwagę. Biały arkusik papieru niestarannie złożony na pół leżał na fioletowej poduszce. Drżącymi rękami sięgnąłem po niego i otwarłem.
Pośpiesznie nabazgrane czarnym pisakiem słowa w niczym nie przypominały zwykłego zdania.
Piekło Dziewczyna Śmierć niebezpieczeństwo
Dzisiaj 19:00
Syn szatana
Musiałem ją uratować. Choćbym miał umrzeć...
(Anabeth)
Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą;
(1 list do Koryntian 13:4)
Otworzyłam oczy dopiero wtedy, gdy usłyszałam przeciągły, ochrypły śmiech dziecka szatana.
- Wiedziałem... - szepnął radośnie pod nosem.
- Co znowu? - zapytałam głosem przesyconym nienawiścią.
- Twój chłoptaś tu idzie! - powiedział chichocząc cicho pod nosem....
***
Mam parę pytań mam nadzieję że odpowiecie w komentarzach
- Jak podoba wam się ten wpis ?
- Co byście w nim zmienili ?
- Jak wam się podoba opowiadanie ?
- Jak wam podoba się mój styl ?
Proszę o wyrozumiałość ponieważ mam dopiero 13 lat :)
Jeśli nie przeczytałeś nie komentuj !
Bardzo zależy mi na waszej opinii !
Przeczytałeś - skomentuj !
Nie przeczytałeś - czytaj !
czwartek, 8 grudnia 2011
Rozdział 17 - "JAK ŁADNIE PACHNIE!"
( Anabeth )
Ze świstem zaczerpnęłam powietrza, kiedy coś twardego zderzyło się z moją głową. Wszechogarniająca ciemność zawładnęła moim umysłem. Jak przez mgłę pamiętałam czyjś piskliwy śmiech. Z omdlenia wybudziłam się nieprawdopodobnie szybko. Dostałam mocnego kopniaka w brzuch. Wiedziałam, że moim katem jest ktoś bardzo niebezpieczny. Wiedziałam, że chce mnie skrzywdzić. Rzuciłam się do ucieczki. Zamrugałam powiekami mając nadzieje, że podwojony obraz zleje się w jedność. Chciałam krzyknąć, ale szok nie pozwalał mi otworzyć ust. Biegłam najszybciej jak tylko umiałam, ignorując palący ból mięśni. Słyszałam za sobą przytłumione odgłosy pościgu wiedziałam, że prześladowca się zbliża , ale nie dawałam za wygraną. Instynkt nakazywał mi się bronić. Moje nogi zaplątały się o siebie. Nie dałam rady utrzymać równowagi. Upadając czułam, że to mój koniec. Intuicja podpowiadała mi, że muszę podnieść się z ziemi, ale nie pamiętałam w jakim celu. Różno-kolorowe plamki migotały mi przed oczami. Usiłując pokonać senne zamroczenie, które spowijało moje myśli uszczypnęłam się w prawe ( ??? ) ramię. I, wtedy ktoś (o matko to syn szatana!!!) przytknął mi do nosa białą szmatkę nasączoną jakimś ... Och, jak ładnie pachnie! Wdech. Zamknęłam oczy rozkoszując się tym zapachem... Wydech. ...Był taki piękny... Wdech. ...Nie chciałam... Wdech. ...Czego właściwie ja nie chciałam? Wydech. Osunęłam się w ciemność. Wdech...
Wydech...
***
Domyślałam się gdzie mogę się znajdować. Piekło! Ale... za jakie grzechy?
Czułam, że coś mi grozi. Wykrzywione pod dziwnym kątem i związane ciasno na plecach ręce bolały tak bardzo, że musiałam otworzyć oczy. Oślepiona rudym blaskiem pochodzącym od płomieni, które torturowały zmarłych przymknęłam je ponownie.
- Nie bój się - Usłyszałam przed sobą głos , który kiedyś już słyszałam. Próbując się skupić zmarszczyłam brwi.- Płomienie cię nie dosięgną. - zaśmiał się złośliwie - Ponieważ jeszcze żyjesz - położył znaczny nacisk na słowie: Jeszcze, co przeraziło mnie tak bardzo, że zamarłam w bezruchu. Mój oddech znacznie przyśpieszył co nie uszło uwadze mojego kata - Ojojoj nie denerwuj się tak, szlachetny Mikey zapewne cię uratuje. - powiedział sarkastycznie.
-Pieprz się - usłyszałam słowa które wydobyły się z moich ust choć nie powinny. Szaleńczy błysk w jego oczach wskazywał na to, że tymi słowami bardzo go rozwścieczyłam...
***
Przeczytałeś? Skomentuj!
Nie przeczytałeś? Czytaj!
Podobało się ? Dołącz do członków tego bloga ( na samej górze )....
Ze świstem zaczerpnęłam powietrza, kiedy coś twardego zderzyło się z moją głową. Wszechogarniająca ciemność zawładnęła moim umysłem. Jak przez mgłę pamiętałam czyjś piskliwy śmiech. Z omdlenia wybudziłam się nieprawdopodobnie szybko. Dostałam mocnego kopniaka w brzuch. Wiedziałam, że moim katem jest ktoś bardzo niebezpieczny. Wiedziałam, że chce mnie skrzywdzić. Rzuciłam się do ucieczki. Zamrugałam powiekami mając nadzieje, że podwojony obraz zleje się w jedność. Chciałam krzyknąć, ale szok nie pozwalał mi otworzyć ust. Biegłam najszybciej jak tylko umiałam, ignorując palący ból mięśni. Słyszałam za sobą przytłumione odgłosy pościgu wiedziałam, że prześladowca się zbliża , ale nie dawałam za wygraną. Instynkt nakazywał mi się bronić. Moje nogi zaplątały się o siebie. Nie dałam rady utrzymać równowagi. Upadając czułam, że to mój koniec. Intuicja podpowiadała mi, że muszę podnieść się z ziemi, ale nie pamiętałam w jakim celu. Różno-kolorowe plamki migotały mi przed oczami. Usiłując pokonać senne zamroczenie, które spowijało moje myśli uszczypnęłam się w prawe ( ??? ) ramię. I, wtedy ktoś (o matko to syn szatana!!!) przytknął mi do nosa białą szmatkę nasączoną jakimś ... Och, jak ładnie pachnie! Wdech. Zamknęłam oczy rozkoszując się tym zapachem... Wydech. ...Był taki piękny... Wdech. ...Nie chciałam... Wdech. ...Czego właściwie ja nie chciałam? Wydech. Osunęłam się w ciemność. Wdech...
Wydech...
***
Domyślałam się gdzie mogę się znajdować. Piekło! Ale... za jakie grzechy?
Czułam, że coś mi grozi. Wykrzywione pod dziwnym kątem i związane ciasno na plecach ręce bolały tak bardzo, że musiałam otworzyć oczy. Oślepiona rudym blaskiem pochodzącym od płomieni, które torturowały zmarłych przymknęłam je ponownie.
- Nie bój się - Usłyszałam przed sobą głos , który kiedyś już słyszałam. Próbując się skupić zmarszczyłam brwi.- Płomienie cię nie dosięgną. - zaśmiał się złośliwie - Ponieważ jeszcze żyjesz - położył znaczny nacisk na słowie: Jeszcze, co przeraziło mnie tak bardzo, że zamarłam w bezruchu. Mój oddech znacznie przyśpieszył co nie uszło uwadze mojego kata - Ojojoj nie denerwuj się tak, szlachetny Mikey zapewne cię uratuje. - powiedział sarkastycznie.
-Pieprz się - usłyszałam słowa które wydobyły się z moich ust choć nie powinny. Szaleńczy błysk w jego oczach wskazywał na to, że tymi słowami bardzo go rozwścieczyłam...
***
Przeczytałeś? Skomentuj!
Nie przeczytałeś? Czytaj!
Podobało się ? Dołącz do członków tego bloga ( na samej górze )....
środa, 7 grudnia 2011
Rozdział 14 - plan szatana
( Mikey )
Tak bardzo żałowałem tego co zrobiłem. Obecność max'a wywołała u mnie tak wielkie wyrzuty sumienia, że zapragnąłem mu wynagrodzić jakoś stratę brata. Ale, czy da się to zrobić?
Jego oczy nie wskazywały na, to by mi wybaczył. A przecież minęło tyle lat! Musiałem go przeprosić...
- Mogłabyś nas na chwilkę zostawić samych? - Zapytałem zwracając się ku Anabeth.
- Ale... Gdzie mam iść? - Jej lśniące oczy patrzyły na mnie pytająco.
- Możesz zwiedzić budynek albo ogród - podsunąłem z nadzieją, że się zgodzi. Ku mojej radości bez słowa odwróciła się i odeszła.
***
(Syn szatana nie wymieniony w czołówce )
Spędziłem bezsennie kilka nocy snując sprytny plan. Popijając rozgrzewający alkohol próbowałem przewidzieć wszystkie możliwe posunięcia Mike.
Dopóki mi nie odmówił, miałem nadzieje, że pomoże mi pozbyć się wszystkich księżycowych gówniarzy. Domyślałem się, że z jego decyzją ma coś wspólnego ta dziewczyna... Teraz, kiedy już wiedziałem kim ona jest miałem pewność.
Zakląłem w myślach. Mikey był tak dobrze wyszkolony! I, wtedy do głowy wpadła mi myśl tak dobra, iż wywoła u mnie naprawdę wesoły uśmiech.
(Anabeth)
Oddaliłam się najszybciej jak tylko umiałam. Nie chciałam wtrącać się w ich osobiste sprawy.
Zrobiłam jak proponował Mikey. Zwiedziłam budynek , który okazał się być olbrzymi, a zarazem piękny.
Każda rzeźba, każdy obraz zachwycał mnie tak bardzo , że spędzałam na kontemplacji naprawdę dużo czasu. Nie wiedziałam jakie zło czyha na mnie tuż za rogiem. Nie spodziewałam się takiego niebezpieczeństwa...
***
Dziś krótki opis z perspektywy 3-ech bohaterów. :)
Liczę na komentarze
http://theniknils.blog.onet.pl/ - POLECAM :) - AUTORKA DOPIERO SIĘ ROZKRĘCA WIĘC MYŚLĘ ŻE ZMOTYWOWAŁYBY JĄ KOMENTARZE!
***
Obecnie pracuję nad długą notką. Myślę że zajmie mi to dwa dni. Na pewno nie dłużej!
Przeczytałeś? Skomentuj!
Nie przeczytałeś? Czytaj!
Tak bardzo żałowałem tego co zrobiłem. Obecność max'a wywołała u mnie tak wielkie wyrzuty sumienia, że zapragnąłem mu wynagrodzić jakoś stratę brata. Ale, czy da się to zrobić?
Jego oczy nie wskazywały na, to by mi wybaczył. A przecież minęło tyle lat! Musiałem go przeprosić...
- Mogłabyś nas na chwilkę zostawić samych? - Zapytałem zwracając się ku Anabeth.
- Ale... Gdzie mam iść? - Jej lśniące oczy patrzyły na mnie pytająco.
- Możesz zwiedzić budynek albo ogród - podsunąłem z nadzieją, że się zgodzi. Ku mojej radości bez słowa odwróciła się i odeszła.
***
(Syn szatana nie wymieniony w czołówce )
Spędziłem bezsennie kilka nocy snując sprytny plan. Popijając rozgrzewający alkohol próbowałem przewidzieć wszystkie możliwe posunięcia Mike.
Dopóki mi nie odmówił, miałem nadzieje, że pomoże mi pozbyć się wszystkich księżycowych gówniarzy. Domyślałem się, że z jego decyzją ma coś wspólnego ta dziewczyna... Teraz, kiedy już wiedziałem kim ona jest miałem pewność.
Zakląłem w myślach. Mikey był tak dobrze wyszkolony! I, wtedy do głowy wpadła mi myśl tak dobra, iż wywoła u mnie naprawdę wesoły uśmiech.
(Anabeth)
Oddaliłam się najszybciej jak tylko umiałam. Nie chciałam wtrącać się w ich osobiste sprawy.
Zrobiłam jak proponował Mikey. Zwiedziłam budynek , który okazał się być olbrzymi, a zarazem piękny.
Każda rzeźba, każdy obraz zachwycał mnie tak bardzo , że spędzałam na kontemplacji naprawdę dużo czasu. Nie wiedziałam jakie zło czyha na mnie tuż za rogiem. Nie spodziewałam się takiego niebezpieczeństwa...
***
Dziś krótki opis z perspektywy 3-ech bohaterów. :)
Liczę na komentarze
http://theniknils.blog.onet.pl/ - POLECAM :) - AUTORKA DOPIERO SIĘ ROZKRĘCA WIĘC MYŚLĘ ŻE ZMOTYWOWAŁYBY JĄ KOMENTARZE!
***
Obecnie pracuję nad długą notką. Myślę że zajmie mi to dwa dni. Na pewno nie dłużej!
Przeczytałeś? Skomentuj!
Nie przeczytałeś? Czytaj!
sobota, 3 grudnia 2011
Rozdział 16 - Bitwa!
( Mikey )
Gdy zobaczyłem jego twarz obrazy przeszłości zaczęły migać mi przed oczami. Max był zadziwiająco podobny do swojego brata. Te same oczy , te same usta , ten sam nos. " A niech to ! Nie dość, że ten obraz prześladuje mnie w najgorszych koszmarach to jeszcze tutaj muszę na to patrzeć" - pomyślałem próbując zignorować nieprzyjemny ból brzucha.
(przeszłość Mikey )
To była straszna a zarazem ekscytująca noc. Powietrze było przesycone zapachem krwi księżycowych dzieci. Nie był on tak kuszący, jak u człowieka, ale w końcu krew to krew.
Widok martwych ciał leżących bezwładnie na zimnym śniegu napawał mnie satysfakcją.
Byłem zmęczony, ale bitwa wciąż trwała. Nie mogłem się poddać.
Jęki zranionych pobrzmiewały w moich uszach niczym najsłodsza muzyka. To dodawało mi siły.
Z bojowym okrzykiem rzuciłem się na kolejnego przeciwnika i wbiłem mu nóż w serce.
Upadł patrząc na mnie z nienawiścią. Uśmiechnąłem się. Byłem niezwyciężony!
Wtem ktoś chwycił mnie za kostkę u nogi. Padłem jak długi na ziemię. Dreszcz zimna przeszedł po moich plecach.
Odwróciłem się do przeciwnika. Jak on śmie! Czy nie ma rozumu w głowie? - ze mną nie wygra!
(brat ducha światłości -, czyli ten, który już nie żyję :) )
Natarłem na przeciwnika. Nie mogłem patrzeć jak zabija ludzi z mojego rodu.
"Poddaj się " -nakazałem mu w myślach korzystając z mocy.
Czułem jak się ze mnie śmieje .
" Chciałbyś" - odparł bez najmniejszego trudu.
Uniósł dłoń tak szybko, iż zobaczyłem tylko rozmazany ruch.
Zacisnął rękę na mojej szyi tak mocno, że nie mogłem oddychać.
" Twój ród pożałuje tego co zrobił mojej rodzinie " - warknął miażdżąc mi krtań.
***
Zapraszam na mój nowy blog : http://taniec-smierci.blogspot.com/
Nowy rozdział już jest czekam na to aby przy tym pojawiło się co najmniej 20 komentarzy!
Liczę na was!
Przeczytałeś? Skomentuj!
Nie przeczytałeś? Czytaj!
Gdy zobaczyłem jego twarz obrazy przeszłości zaczęły migać mi przed oczami. Max był zadziwiająco podobny do swojego brata. Te same oczy , te same usta , ten sam nos. " A niech to ! Nie dość, że ten obraz prześladuje mnie w najgorszych koszmarach to jeszcze tutaj muszę na to patrzeć" - pomyślałem próbując zignorować nieprzyjemny ból brzucha.
(przeszłość Mikey )
To była straszna a zarazem ekscytująca noc. Powietrze było przesycone zapachem krwi księżycowych dzieci. Nie był on tak kuszący, jak u człowieka, ale w końcu krew to krew.
Widok martwych ciał leżących bezwładnie na zimnym śniegu napawał mnie satysfakcją.
Byłem zmęczony, ale bitwa wciąż trwała. Nie mogłem się poddać.
Jęki zranionych pobrzmiewały w moich uszach niczym najsłodsza muzyka. To dodawało mi siły.
Z bojowym okrzykiem rzuciłem się na kolejnego przeciwnika i wbiłem mu nóż w serce.
Upadł patrząc na mnie z nienawiścią. Uśmiechnąłem się. Byłem niezwyciężony!
Wtem ktoś chwycił mnie za kostkę u nogi. Padłem jak długi na ziemię. Dreszcz zimna przeszedł po moich plecach.
Odwróciłem się do przeciwnika. Jak on śmie! Czy nie ma rozumu w głowie? - ze mną nie wygra!
(brat ducha światłości -, czyli ten, który już nie żyję :) )
Natarłem na przeciwnika. Nie mogłem patrzeć jak zabija ludzi z mojego rodu.
"Poddaj się " -nakazałem mu w myślach korzystając z mocy.
Czułem jak się ze mnie śmieje .
" Chciałbyś" - odparł bez najmniejszego trudu.
Uniósł dłoń tak szybko, iż zobaczyłem tylko rozmazany ruch.
Zacisnął rękę na mojej szyi tak mocno, że nie mogłem oddychać.
" Twój ród pożałuje tego co zrobił mojej rodzinie " - warknął miażdżąc mi krtań.
***
Zapraszam na mój nowy blog : http://taniec-smierci.blogspot.com/
Nowy rozdział już jest czekam na to aby przy tym pojawiło się co najmniej 20 komentarzy!
Liczę na was!
Przeczytałeś? Skomentuj!
Nie przeczytałeś? Czytaj!
piątek, 2 grudnia 2011
Zapraszam :)
Zapraszam na mój drugi blog - taniec-smierci.blogspot.com
Opowiadanie o .... Sam zobacz
Liczę na komentarze :)
Opowiadanie o .... Sam zobacz
Liczę na komentarze :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)